Europejski kryzys finansów publicznych zaowocował zmianą podejścia nadzoru wobec systemu bankowego. Zasadniczą nowością jest modyfikacja wytycznych dotyczących zarządzania ryzykiem w systemie bankowym, a także wymogów kapitałowych. Gdy nie sprawdziły się zalecenia reguł Basel II, przyszła pora na wytyczne Basel III, które są w pewnym stopniu restrykcyjniejsze. Implementacja nowego, udoskonalonego podejścia nadzoru do banków zostanie wprowadzona dyrektywą CRD IV.
| »Kto oderwie największy kawałek unijnego tortu? |
Problemem jest jednak przestrzeganie regulacji. Przed kryzysem też obowiązywały przepisy dyscyplinujące banki i narzucające właściwy sposób postępowania, ale dzisiejsze problemy pokazują, że rozwiązania nie były skutecznie egzekwowane. Stąd pomysł utworzenia wspólnego europejskiego nadzoru pod kierownictwem Europejskiego Banku Centralnego. W zamierzeniach polityków takie rozwiązanie będzie skuteczniejsze niż funkcjonujące obecnie.
![]() | »Zachowamy chociaż część nadzoru nad bankami |
Konieczność przestrzegania reguł narzucanych przez europejskie instytucje, lecz bez prawa wpływu na kształt nadzoru, niosłaby potencjalne zagrożenia dla sektora bankowego, którego właścicielami w ponad dwóch trzecich są podmioty zagraniczne. Tym sposobem Komisja Nadzoru Finansowego utraciłaby jakikolwiek wpływ na funkcjonowanie banków należących do zagranicznych podmiotów.
| »Tusk: w sprawie budżetu UE mogę liczyć na prezydenta |
Dostaniemy prawo głosu
Polski rząd nie chciał się na to zgodzić, dlatego wraz z kilkoma sojusznikami naciskał na udzielenie prawa głosu krajom spoza strefy euro. Ostatecznie przedstawione w ostatnich dniach szkice zakładają zgodę na prawo głosu dla krajów nieużywających wspólnej waluty. Sukces jest jednak połowiczny.
Rzeczywiście kraje niewchodzące w skład unii monetarnej otrzymają prawo głosu na równi z pozostałymi w radzie nadzoru. Oznacza to pełnoprawny udział w pracach rady z możliwością wpływu na kierunek działań. Jednak ostateczny głos będzie należał do rady prezesów EBC jako najważniejszego ciała frankfurckiej instytucji. Tym samym kraje ze strefy euro zachowają dominującą pozycję w nadzorze.
Nadzór za 400 mld złotych
Wiele wskazuje na to, że zgoda polskiego rządu na wspólny nadzór jest ceną za 400 mld złotych, które premier Donalda Tuska zamierza wywalczyć od Unii Europejskiej. Pieniądze na finansowanie infrastruktury są bardziej kuszące niż pilnowanie banków.
Jednak rezygnacja z kontroli KNF nad bankami działającymi w naszym kraju nie jest rzeczowo uzasadniona. Od czasu wybuchu kryzysu żaden polski kredytodawca nie potrzebował rządowej pomocy, podczas gdy w krajach zachodnich upadały systemy bankowe. Jest to najlepszy dowód skuteczności polskich rozwiązań. Jak to jednak w życiu bywa, zdrowy rozsądek jest rozcieńczany przez olbrzymie pieniądze.
Piotr Lonczak
Bankier.pl
p.lonczak@bankier.pl

























































